Tego dnia Legia miała grać z Ruchem Chorzów, Karolina postanowiła przyjść wcześniej żeby móc przygotować kamerę i pomóc przy przygotowaniu trykotów na mecz. Kiedy weszła na stadion, była tam narzeczona Koseckiego, Ola.
Ola to miła dziewczyna, zawsze się martwi o Kubę i Karolinę. Obie się traktują jak siostry, ostatnio nawet więcej czasu spędzają razem, niż Ola z swoim narzeczonym. Można by się wydawać że Aleksandra jest pustą laską, ale to pozory, jest wiecznie szczęśliwa i bardzo inteligentna. Sam Kuba radzi się jej w różnych sprawach. Co prawda dziewczyna przy nim wygląda jak jego matka, bo jest trochę niski, ale to nic, ważne że się kochają.
Ola: Hej Karolcia!
Karolina: Hej.. -uśmiechnęła się niechętnie.
Ola: Co taka nie w humorze? -zapytała.
Karolina: A tak jakoś, nic mi się nie chce. Muszę przygotować trykoty i tak dalej. -stwierdziła.
Ola: Może Ci jakoś pomogę? -zapytała pełna motywacji.
Karolina: Ty? Przecież Ty nie potrafisz żelazka włączyć! -zażartowała.
Ola: Proszę mnie tu nie zniechęcać, dla chcącego nic trudnego! -uśmiechnęła się.
Karolina: Jesteś tego pewna że nie chcesz posiedzieć na trybunie i poczekać na chłopaków?
Ola: Jest jeszcze ponad dwie godziny do meczu. Więc prowadź. -stwierdziła.
Karolina: No ok, chodźmy.
Weszły do magazynu, gdzie krzątał się chłopak od wody i jeszcze kilka osób. Dziewczyny zabrały sporą część trykotów i poszły do się tym zająć. Oczywiście Ola nie za bardzo ogarniała technikę posługiwania się tak skomplikowanymi rzeczami jakim jest żelazko. Mało brakowało, a poparzyłaby sobie palce. Jednakże były też pozytywy korzystania z żelazka, a przede wszystkim jak się przycisnęło guziczek to leciała para. Na Karolinie para nie robiła wrażenia, a nawet to było żałosne, ale czego się spodziewać po żonie Koseckiego. Oczywiście cieszyła się jak małe dziecko.
Ola: Patrz! Jaka para... -bawiła się żelazkiem.
Karolina: Ola, weź się do pracy.. Bo nie skończymy tego do nocy, a do meczu została tylko godzina.
Ola: Ałaa! -zapiszczała przestraszona, kiedy żelazko spadło kilka centymetrów od jej nogi.
Karolina: Boże kochany! Nic Ci się nie stało? -podbiegła, zostawiając żelazko leżące na jednej z koszulek.
Ola: Przeżyłam chwilowy zawał, ale już dobrze. -trzymała się za serce.
Karolina: Nie baw się już tym. To nie dla dzieci. -zaśmiała się.
Ola: Okej, okej... Jedną sekundkę... Coś się chyba przypala... -poczuła w powietrzu zapach palącego się materiału.
Karolina: O Jezu! -rzuciła się w stronę żelazka.
Kiedy je podniosła, zobaczyła ogromną, wypaloną dziurę w trykocie należącym do Furmana. Dziura jak na wylot, przeszła przez koszulkę i raczej nie było co już ratować. I nagle pojawiła się czerwona lampka w mózgu... Przecież Furman wychodzi dzisiaj w pierwszej jedenastce. Co robić w takim momencie? Do prasowania zostało jeszcze pięć trykotów, a strach zostawić Aleksandrę samą z tą robotą. Kazała iść Koseckiej do magazynu i poprosić o zapasowy trykot dla Dominika. Kiedy Ola weszła do magazynu, ukazały się jej wielkie góry nieprzebyte koszulek, spodenek i innych rzeczy.
Ola: Potrzebuję białego trykotu z numerem 37 dla Dominika Furmana. Tamten się spalił. -wydukała.
Magazynier: Spalił się? -popatrzył na nią zdziwiony.
Ola: Nieszczęśliwy wypadek... -stwierdziła.
Magazynier spojrzał na Olę i nie musiał już o nic pytać, poszedł szukać trykotu. Aleksandra w tym czasie rozglądała się po magazynie, aż jej uwagę przyciągnęła różowa piłka, leżąca w kącie. Wzięła ja do ręki i zaczęła podbijać sobie, jak tą do kosza. Nagle przyszedł magazynier, niestety z pustymi rękami.
Magazynier: Nie posiadamy białego trykotu z 37. Jest tylko czerwony i zielony. -odpowiedział zabierając jej piłkę.
Ola: Jak to?! Musi być! -odpowiedziała.
Magazynier: Zostały wyniesione do pralni po przedwczorajszym meczu w Lidze Europejskiej.
Ola: Co takiego?! Co to za organizacja! -wyszła pogniewana.
Weszła do pomieszczenia, gdzie Karolina akurat skończyła prasowanie. Dziewczyna była zdziwiona, że Ola nie ma trykotu przy sobie.
Karolina: Gdzie jest trykot? -zapytała.
Ola: Ten głupi magazynier powiedział że nie ma, bo zostały zawiezione do pralni po ostatnim meczu i nie ma koszulek. -powiedziała oburzona.
Karolina: To co my zrobimy? Przecież do meczu zostało pół godziny, a oni się już upominają o trykoty! -zaczęła panikować.
Ola: Mam pomysł! Wypuśćmy Dominika w czerwonej! -wypaliła.
Karolina: I co?! Przecież Furman nie może wyjść w czerwonej, zielonej czy jakiejkolwiek innej, bo cały skład wychodzi w białych. Przecież to nie jest bramkarz! -złapała się za głowę.
Ola: To co zrobimy?
Karolina: Idę porozmawiać z trenerem i Dominikiem. A Ty zmykaj na trybuny. -stwierdziła.
Chłopcy siedzieli już w szatni i czekali na koszulki, gdy wpadła do nich Karolina i zabrała Dominika. Tak bez słowa. Oczywiście Furman był zdziwiony, a nawet zaskoczony tym o co chodzi dziewczynie, bo ciągnęła go wpół nagiego przez cały korytarz. I tak z nim weszła do pokoju, w którym siedział jeszcze Urban. Popatrzył na nich jak na dziwaków i zrobił taki jeden z swoich zboczonych uśmieszków do zawstydzonego Furmana, który stał w samych bokserkach.
Urban: No co się stało, że tacy zdyszani i Dominik w samych bokserkach? -zapytał mało nie wybuchając śmiechem.
Dominik: Dokładnie to samo chciałbym wiedzieć... -stwierdził.
Karolina: Spaliłam trykot Dominika. -odpowiedziała nie namyślając się długo.
Dominik: Co ku**a?!! -wypalił wściekły.
Urban: Mogłabyś to jakoś w racjonalny sposób wyjaśnić? -zapytał zszokowany.
Karolina: Zostawiłam na nim żelazko i stało się. -powiedziała mało nie płacząc.
Dominik: Trzymajcie mnie, bo jej zaraz przywalę!! Cholera jasna... Idiotka! -warknął na nią.
Urban: Ja rozumiem, że nie darzycie się przyjaźnią, ale może byście się odzywali do siebie normalnie, czyli jak cywilizowani ludzie? -stwierdził.
Dominik: No przepraszam, ale mam prawo być zły. -odpowiedział.
Urban: Składu nie zmienię, ale wychodzicie dzisiaj w zielonych trykotach. -powiedział stanowczo.
Karolina: Ale... Ja nie zdążę tego wyprasować!
Urban: Wychodzicie w niewyprasowanych. Trudno się mówi. Furman do szatni, Karolina po trykoty.-rozkazał.
Karolina zaniosła koszulki do szatni, a chłopcy jak najszybciej się przebrali i wyszli na murawę. Gdy zaczęli grać, nie obyło się bez różnych komentarzy.
Komentator: Dzisiaj Legioniści zagrają w niewyprasowanych, zielonych strojach, ponieważ prawdopodobnie trykot Dominika Furmana uległ wypadkowi, podczas prasowania. -odpowiedział z śmiechem w głosie.
______________________________________________________________
Pierwszy rozdział :D Co prawda tego bloga zaczęłam dawno, dawno temu, ale wróciłam! Miejmy nadzieję że już na zawsze ;) Niestety miałam ostatnio dość długo internetu (2 tygodnie) ale mam nadzieję że wrócę do żywych.
A i mam prośbę, abyście pozostawili w komentarzu swoją opinię, ale także link do swoich blogów ;)
Z góry dziękuję i będę się starać pisać posty regularnie ;D
Ola to miła dziewczyna, zawsze się martwi o Kubę i Karolinę. Obie się traktują jak siostry, ostatnio nawet więcej czasu spędzają razem, niż Ola z swoim narzeczonym. Można by się wydawać że Aleksandra jest pustą laską, ale to pozory, jest wiecznie szczęśliwa i bardzo inteligentna. Sam Kuba radzi się jej w różnych sprawach. Co prawda dziewczyna przy nim wygląda jak jego matka, bo jest trochę niski, ale to nic, ważne że się kochają.
Ola: Hej Karolcia!
Karolina: Hej.. -uśmiechnęła się niechętnie.
Ola: Co taka nie w humorze? -zapytała.
Karolina: A tak jakoś, nic mi się nie chce. Muszę przygotować trykoty i tak dalej. -stwierdziła.
Ola: Może Ci jakoś pomogę? -zapytała pełna motywacji.
Karolina: Ty? Przecież Ty nie potrafisz żelazka włączyć! -zażartowała.
Ola: Proszę mnie tu nie zniechęcać, dla chcącego nic trudnego! -uśmiechnęła się.
Karolina: Jesteś tego pewna że nie chcesz posiedzieć na trybunie i poczekać na chłopaków?
Ola: Jest jeszcze ponad dwie godziny do meczu. Więc prowadź. -stwierdziła.
Karolina: No ok, chodźmy.
Weszły do magazynu, gdzie krzątał się chłopak od wody i jeszcze kilka osób. Dziewczyny zabrały sporą część trykotów i poszły do się tym zająć. Oczywiście Ola nie za bardzo ogarniała technikę posługiwania się tak skomplikowanymi rzeczami jakim jest żelazko. Mało brakowało, a poparzyłaby sobie palce. Jednakże były też pozytywy korzystania z żelazka, a przede wszystkim jak się przycisnęło guziczek to leciała para. Na Karolinie para nie robiła wrażenia, a nawet to było żałosne, ale czego się spodziewać po żonie Koseckiego. Oczywiście cieszyła się jak małe dziecko.
Ola: Patrz! Jaka para... -bawiła się żelazkiem.
Karolina: Ola, weź się do pracy.. Bo nie skończymy tego do nocy, a do meczu została tylko godzina.
Ola: Ałaa! -zapiszczała przestraszona, kiedy żelazko spadło kilka centymetrów od jej nogi.
Karolina: Boże kochany! Nic Ci się nie stało? -podbiegła, zostawiając żelazko leżące na jednej z koszulek.
Ola: Przeżyłam chwilowy zawał, ale już dobrze. -trzymała się za serce.
Karolina: Nie baw się już tym. To nie dla dzieci. -zaśmiała się.
Ola: Okej, okej... Jedną sekundkę... Coś się chyba przypala... -poczuła w powietrzu zapach palącego się materiału.
Karolina: O Jezu! -rzuciła się w stronę żelazka.
Kiedy je podniosła, zobaczyła ogromną, wypaloną dziurę w trykocie należącym do Furmana. Dziura jak na wylot, przeszła przez koszulkę i raczej nie było co już ratować. I nagle pojawiła się czerwona lampka w mózgu... Przecież Furman wychodzi dzisiaj w pierwszej jedenastce. Co robić w takim momencie? Do prasowania zostało jeszcze pięć trykotów, a strach zostawić Aleksandrę samą z tą robotą. Kazała iść Koseckiej do magazynu i poprosić o zapasowy trykot dla Dominika. Kiedy Ola weszła do magazynu, ukazały się jej wielkie góry nieprzebyte koszulek, spodenek i innych rzeczy.
Ola: Potrzebuję białego trykotu z numerem 37 dla Dominika Furmana. Tamten się spalił. -wydukała.
Magazynier: Spalił się? -popatrzył na nią zdziwiony.
Ola: Nieszczęśliwy wypadek... -stwierdziła.
Magazynier spojrzał na Olę i nie musiał już o nic pytać, poszedł szukać trykotu. Aleksandra w tym czasie rozglądała się po magazynie, aż jej uwagę przyciągnęła różowa piłka, leżąca w kącie. Wzięła ja do ręki i zaczęła podbijać sobie, jak tą do kosza. Nagle przyszedł magazynier, niestety z pustymi rękami.
Magazynier: Nie posiadamy białego trykotu z 37. Jest tylko czerwony i zielony. -odpowiedział zabierając jej piłkę.
Ola: Jak to?! Musi być! -odpowiedziała.
Magazynier: Zostały wyniesione do pralni po przedwczorajszym meczu w Lidze Europejskiej.
Ola: Co takiego?! Co to za organizacja! -wyszła pogniewana.
Weszła do pomieszczenia, gdzie Karolina akurat skończyła prasowanie. Dziewczyna była zdziwiona, że Ola nie ma trykotu przy sobie.
Karolina: Gdzie jest trykot? -zapytała.
Ola: Ten głupi magazynier powiedział że nie ma, bo zostały zawiezione do pralni po ostatnim meczu i nie ma koszulek. -powiedziała oburzona.
Karolina: To co my zrobimy? Przecież do meczu zostało pół godziny, a oni się już upominają o trykoty! -zaczęła panikować.
Ola: Mam pomysł! Wypuśćmy Dominika w czerwonej! -wypaliła.
Karolina: I co?! Przecież Furman nie może wyjść w czerwonej, zielonej czy jakiejkolwiek innej, bo cały skład wychodzi w białych. Przecież to nie jest bramkarz! -złapała się za głowę.
Ola: To co zrobimy?
Karolina: Idę porozmawiać z trenerem i Dominikiem. A Ty zmykaj na trybuny. -stwierdziła.
Chłopcy siedzieli już w szatni i czekali na koszulki, gdy wpadła do nich Karolina i zabrała Dominika. Tak bez słowa. Oczywiście Furman był zdziwiony, a nawet zaskoczony tym o co chodzi dziewczynie, bo ciągnęła go wpół nagiego przez cały korytarz. I tak z nim weszła do pokoju, w którym siedział jeszcze Urban. Popatrzył na nich jak na dziwaków i zrobił taki jeden z swoich zboczonych uśmieszków do zawstydzonego Furmana, który stał w samych bokserkach.
Urban: No co się stało, że tacy zdyszani i Dominik w samych bokserkach? -zapytał mało nie wybuchając śmiechem.
Dominik: Dokładnie to samo chciałbym wiedzieć... -stwierdził.
Karolina: Spaliłam trykot Dominika. -odpowiedziała nie namyślając się długo.
Dominik: Co ku**a?!! -wypalił wściekły.
Urban: Mogłabyś to jakoś w racjonalny sposób wyjaśnić? -zapytał zszokowany.
Karolina: Zostawiłam na nim żelazko i stało się. -powiedziała mało nie płacząc.
Dominik: Trzymajcie mnie, bo jej zaraz przywalę!! Cholera jasna... Idiotka! -warknął na nią.
Urban: Ja rozumiem, że nie darzycie się przyjaźnią, ale może byście się odzywali do siebie normalnie, czyli jak cywilizowani ludzie? -stwierdził.
Dominik: No przepraszam, ale mam prawo być zły. -odpowiedział.
Urban: Składu nie zmienię, ale wychodzicie dzisiaj w zielonych trykotach. -powiedział stanowczo.
Karolina: Ale... Ja nie zdążę tego wyprasować!
Urban: Wychodzicie w niewyprasowanych. Trudno się mówi. Furman do szatni, Karolina po trykoty.-rozkazał.
Karolina zaniosła koszulki do szatni, a chłopcy jak najszybciej się przebrali i wyszli na murawę. Gdy zaczęli grać, nie obyło się bez różnych komentarzy.
Komentator: Dzisiaj Legioniści zagrają w niewyprasowanych, zielonych strojach, ponieważ prawdopodobnie trykot Dominika Furmana uległ wypadkowi, podczas prasowania. -odpowiedział z śmiechem w głosie.
______________________________________________________________
Pierwszy rozdział :D Co prawda tego bloga zaczęłam dawno, dawno temu, ale wróciłam! Miejmy nadzieję że już na zawsze ;) Niestety miałam ostatnio dość długo internetu (2 tygodnie) ale mam nadzieję że wrócę do żywych.
A i mam prośbę, abyście pozostawili w komentarzu swoją opinię, ale także link do swoich blogów ;)
Z góry dziękuję i będę się starać pisać posty regularnie ;D