środa, 30 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 12 pt: "Rywal"

Rano Dominik obudził się sam w swoim łóżku, wtulony w swoją aksamitną pościel, czyżby wczorajsza noc była tylko jego wybrykiem wyobraźni? Był pewien, że to był tylko długi, bardzo realistyczny sen, który bardzo mu się podobał. Zmęczony wstał i założył swój ukochany, zielony szlafrok, przetarł oczy i poszedł głodny do kuchni. Kiedy stanął w progu jego oczom ukazała się ta drobniutka istotka, która panoszyła się po pomieszczeniu w jego t-shircie, który zakrywał jej ciało od szyi do pośladków, zresztą bardzo jędrnych pośladków.


Karolina: Przepraszam, wzięłam to co było pod ręką. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe, że wzięłam Twoją bluzkę. -popatrzyła na niego skrępowana.
Dominik: Czuj się jak u siebie w domu, skarbie... -uśmiechnął się zachłannie.
Karolina: Usiądź, zaraz zrobię Ci tosty. -odwdzięczyła się uśmiechem.


Kiedy dziewczyna robiła jedzenie, Dominik stanął za nią i mocno objął ją od tyłu. Coś miłego wyszeptał jej na ucho, ona się zaśmiała. Można było się wydawać, że ich szczęście nigdy nie zniknie, nie czmychnie nie wiadomo gdzie. Nagle kiedy tak uroczo się obściskiwali, telefon należący do Karoliny, leżący na stole zaczął wibrować, dostała esemesa od Marcela. Niczego się nie spodziewając, ponieważ była zajęta robieniem śniadania kazała ukochanemu zobaczyć kto napisał i co. Dominik otworzył wiadomość tekstową od swojego rywala, serce biło mu jak dzwon, a po tym co przeczytał mało się nie zatrzymało.


"I jak Karo? Zdecydowałaś się? Kiedy mam się Ciebie spodziewać w Dortmundzie? :) -Marcel Fornell. "

Karolina: I jak? Kto to? -rzuciła okiem na Dominika, gdy zaczęła parzyć herbatkę.
Dominik: Nikt ważny. To Orange z jakąś promocją. -skłamał, choć ręce trzęsły mu się jak nigdy dotąd.
Karolina: To usuń. -uśmiechnęła się -Czekam na wiadomość od Marcela. -westchnęła -Miałam mu napisać kiedy go odwiedzę w Niemczech.
Dominik: O... Nie! -postawił na swoim -Nigdzie nie jedziesz! Do żadnego Dortmundu! -odłożył telefon, przy okazji z całą przyjemnością usuwając esemesa od Marcela.
Karolina: Dominik... Nie krzycz na mnie! -pisnęła przestraszona.
Dominik: Przepraszam kochanie... Ale nie chcę Cię stracić. -szepnął i przytulił ją -Nie bój się mnie... -dodał.
Karolina: Nigdy na mnie nie krzycz... -szepnęła.
Dominik: Już nigdy skarbie. -pocałował ją w policzek.


Zasiedli do stołu, nie podejmowali tematu Dortmundu, nie chcieli się kłócić i wywoływać niepotrzebnych zazdrości ze strony Dominika, każde słowo na temat tego miasta go raniło. Bardzo ją kochał. Mimo wszystko dręczyły go wyrzuty sumienia, że nie powiedział o esemesie od Fornella. Kiedy zaczął dzwonić telefon Karoliny, zaczął się pocić i denerwować jak nigdy, był prawie pewny, a wręcz przekonany o tym, że to jego rywal wydzwania do jego ukochanej, aby dowiedzieć się dlaczego nie odpowiedziała na jego wiadomość tekstową.
Fałszywy alarm, to Aleksandra, narzeczona Kosy. Zadzwoniła dlatego, że już niedługo zbliżała się data ślubu Kuby i Oli. Dziewczyny się pogodziły i zaczęły opowiadać sobie nawzajem co się u nich dzieje, kiedy Karolina powiedziała, że zaczęła się spotykać z Furmanem, Ola oszalała z radości, w tle było też słychać szczęśliwego Kosę, który bardzo się cieszył szczęściem przyjaciela. Głównie to w jego interesie, aby ich zeswatać.
  Minął miesiąc, Karolina razem z Dominikiem wybrała się na zakupy w poszukiwaniu tej odpowiedniej, cudownej, prześlicznej sukienki na ślub i wesele przyszłych państwa Koseckich. W końcu gdy wybrała tą sukienkę wybrała się do przymierzalni, w środku był też Dominik...


Karolina: Dominik! Wysil się! Dominik!
Dominik: No poczekaj chwilę,  nie mogę tak od razu! -odpowiedział.
Karolina: No dawaj! Jeszcze! Jeszcze! -mówiła podniesionym tonem.
Dominik: Idzie... -powiedział skupiony.
Karolina: Ałaaa... Dominik... Uważaj! -zapiszczała.
Dominik: No jeszcze chwila i przestanie... -pocieszał.
Karolina: Szybciej, bo jeszcze ktoś nas zobaczy! -pośpieszała go.
Dominik: No już Ci mówiłem... Staram się! -powiedział zestresowany.
Karolina: Dominik! Boli... Ałaa.. -zapiszczała.
Dominik: Jak teraz to Dominik! Czy to moja wina, że wzięłaś za małą sukienkę? -zaczął lamentować.
Karolina: Nie gadaj, tylko ściągaj!
Dominik: Już! -powiedział zestresowany.
Karolina: No nie pchaj tam tych pazurów, bo po pierwsze zniszczysz to cudo... A po drugie... Ałaa!
Dominik: Wiesz... Ja mam inny pomysł.. Wyjdź w tej sukience i ja ci ją kupię, a w domu pomyślimy jak ją ściągnąć.. -stwierdził po dłuższym rozważaniu.
Karolina: Ok. Ale ja płacę...
Dominik: Ja zapłacę... Tylko proszę już nigdy nie namawiaj mnie na takie zakupy... -poprosił ją.
Karolina: Okej.. Ale potem nie mów, że to ubranie ci się nie podoba, a tamto jest jak szmatka do podłogi! -odpowiedziała zgadzając się na kompromis.
Dominik: Spoko, nie denerwuj się.. -pocałował ją delikatnie w czoło.



_________________________________________________________________

Szczęśliwego Nowego Roku Mordeczki! <3
To już przedostatni rozdział, a jutro premiera czegoś nowego! :D

wtorek, 29 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 11 pt: "Tylko Ciebie chcę"

Dominik został praktycznie sam, nie było już ani Kuby, ani Oli, nawet chłopcy powyjeżdżali na wakacje do domu, albo na Hawaje, lub do Miami jak Kuba Rzeźniczak. Mimo wszystko Karolina nigdzie nie wyjechała, co dało pole do działania Furmanowi. Po obeznaniu całej sytuacji przez ostatnie kilka miesięcy i bacznemu obserwowaniu dziewczyny, chłopak zauważył, że nikt nie zainteresował się jej osobistością przez ostatnie dni. Po Marcelu nie było ani śladu, jednak trzeba było mieć się na baczności, bo licho nie śpi.
Dzisiaj był wyjątkowo deszczowy dzień, trening przeszedł z małymi przeszkodami, bo raczej nikt nie lubi trenować w deszczu. Karolina okryta zielonym płaszczem, siedziała skulona na ławce trenerskiej i obserwowała trening chłopców. Nie było sensu robić notatek, a nawet wyjmować papieru i długopisu, aby je zapisywać, ponieważ deszcz tak "ścinał", że zaraz zmazywał tusz. Zmoknięty Dominik biegał bez sensu za piłką co raz spoglądając na ukochaną, w głowie obmyślał strategię jak zagadać i zbliżyć się do niej. Gdy tak bezmyślnie biegał zapatrzony w dziewczynę, nagle ich spojrzenia się skrzyżowały, a śliska i mokra piłka z całej siły przywaliła Dominikowi w twarz, aż ten upadł na murawę z wielkim łomotem. Wszyscy się przestraszyli i pobiegli do leżącego na ziemi chłopaka, podejrzewano, że dostał niezłego wstrząsu mózgu. Mimo to, Furman kiedy zobaczył nad sobą klęczącą Karolinę i wszystkiego winnego Igora Lewczuka, rozmawiających, chciał pokazać jaki jest bohaterski i już się podnosił, ale dziewczyna przycisnęła jego klatkę piersiową do ziemi, aby nie ruszał się.


Karolina: Nie ruszaj się! -popatrzyła na niego.
Dominik: Wszystko jest okej. -zapewniał, choć jego oczy nie do końca były niczego świadome.
Igor: Może trzeba wezwać karetkę? -westchnął komunikując się z Karoliną.
Dominik: O nie! Nie! Nie zgadzam się. -zaprotestował, próbując się podnieść, ale to nie było możliwe, ponieważ Karolina skutecznie go hamowała.
Igor: To dla Twojego dobra, Dominik. -popatrzył na niego z troską.
Karolina: Jeśli nie chce, to nie będziemy się upierać. -stwierdziła.
Dominik: Dobrze mówisz Karolinko. -uśmiechnął się.


Dziewczyna odwdzięczyła się przesłodkim uśmiechem, a Igor razem z Tomkiem Jodłowcem przenieśli poturbowanego Furmana do pielęgniarki. Gdy skończyła go badać, nakazała aby chłopak poleżał jeszcze trochę na leżance, oczywiście nie obyło się bez sprzeciwu piłkarza. Kilka minut później do gabinetu zajrzała zmartwiona Karolina i trener Urban. Szkoleniowiec wyszedł zamienić parę słów z medyczką, przez co dał chwile do bycia sam na sam Dominikowi i Karolinie. Kiedy Dominik leżał na leżance, patrząc w blady sufit Karolina usiadła na krzesełku obok niego. Delikatnie dotknęła jego dłoni, poczuła jego ciepło, które tłumiło się w jego sercu. Dla niego było to coś nowego, znów mógł poczuć jej delikatny dotyk i zapach. Gruszkowy zapach włosów, które mógłby czesać dniami i nocami.


Karolina: Jak się czujesz? -szepnęła drżącym głosikiem.
Dominik: Odkąd się tak o mnie martwisz? Co z Twoim Marcelem? -zapytał z lekką irytacją w głosie.
Karolina: Marcel to tylko mój przyjaciel. -nie miała chęci się denerwować na niego.
Dominik: Przyjaciel? I do przyjaciela wyjeżdżasz do Dortmundu? -popatrzył na nią.
Karolina: Zazdrosny Dominiś? -zaśmiała się.
Dominik: Tak, jestem zazdrosny, bo mam o co. -ścisnął jej dłoń.


Milczała. Nie wiedziała co odpowiedzieć w tej chwili. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi na jej pytanie. Ona czuła do niego to samo, też go kochała.Do gabinetu weszła pielęgniarka razem z trenerem Urbanem, mimo to Dominik nie puszczał dłoni Karoliny, która siedziała skrępowana. Widząc to, jak Dominik patrzy na Karolinę, trener uśmiechnął się nonszalancko w stronę pary.


Trener: Może w ramach bezpieczeństwa, Karolina odprowadzi Cię do domu? Co Ty na to Furmi? -popatrzył na nich zadowolony z siebie.
Dominik: Tak, zgadzam się! -pisnął z radości.
Trener: Karolinko? -popatrzył na nią błagającym wzrokiem.
Karolina: No chyba nie mam wyboru. -wzruszyła bezradnie ramionami.


Dominik mozolnie zszedł z leżanki i rozejrzał się po gabinecie, pielęgniarka coś notowała w swoim notesie, trener zbierał się do wyjścia, przy czym poklepał go po ramieniu, tylko Karolina stała w boku sali i patrzyła nieśmiało w dół, jakby jej buty były ciekawsze od wszystkiego wokół.
Powoli zeszli po schodach, wychodząc ze stadionu. Oboje milczeli, nie wiedzieli co mają mówić. Dziewczyna szybko rozłożyła swój duży ciemnoczerwony parasol nad nimi, ochraniając ich przez kroplami deszczu. Szybko przemykali zaułkami Warszawy na piechotę, mocząc sobie obuwie i nogawki spodni. Nagle kiedy czekali aż zmieni się światło na zielone, dziewczynę ktoś przez przypadek popchnął do przodu i jedną nogą stanęła na jedni, w ostatniej chwili obronił ją Dominik przed nadjeżdżającym autem, trzymając ją za rękę wtulił ją do siebie. Chciał jedynie ją uchronić przez zbliżającym się niebezpieczeństwem. Patrzyli sobie przez dłuższy czas w oczy, a ich usta maksymalnie zbliżyły się do siebie i utkwiły w delikatnym pocałunku, który potrwał dosłownie kilka sekund. Odsunęli się od siebie i szybkim krokiem przemierzyli jezdnię.
Po kilku minutach dotarli do mieszkania Dominika Furmana. Chłopak bez pytania zabrał ją pod swój dach, mimo jej wielokrotnego sprzeciwu, tłumaczył wszystko jednym pytaniem: "Gdzie będziesz się błąkać w czasie takiej ulewy?!". Zdjął jej płaszcz i zawiesił na haku, zdejmując także swoje palto. Zaparzył gorącą herbatę i wyjął ciasteczka, które trzymał na specjalną okazję. Usadził dziewczynę przy stoliku.


Karolina: Mmm... Moje ulubione ciasteczka. -uśmiechnęła się biorąc jedno do ręki.
Dominik: Maślane, też je uwielbiam. Przypominają mi smak dzieciństwa, babcia mi je zawsze kupowała. -zaśmiał się.
Karolina: Mój tata je uwielbiał moczyć w herbacie. -zachichotała, to było jej jedyne wspomnienie, które dobrze jej się kojarzyło z ojcem.



Chłopak wiedział, że wspomnienia, które wiązały się z tatą Karoliny są bardzo tragiczne, a ona prawie nigdy o nim nie wspominała. Nic nie wiedział o jej rodzinie, jedynie plotki, które były bardzo rozmaite. Jej matka Stefania załamała się po śmierci męża, ale wkrótce potem wyszła za mąż po raz kolejny za współwłaściciela Legii Dariusza Mioduskiego.


Dominik: Karolina... Ja... -popatrzył na nią zobowiązująco.
Karolina: Ja wiem Dominik... Ja wiem wszystko. -westchnęła.
Dominik: Kocham Cię. Jesteś moim skarbem. -bąknął szybko, tak szybko, aby nie zdążyła usłyszeć.
Karolina: Ja Ciebie też. -wzięła głęboki oddech.


Dominik popatrzył na ukochaną, sam nie wiedział czy dobrze usłyszał, czym może coś mu się nie pokręciło po dzisiejszym bardzo bliskim spotkaniu z futbolówką. Jednak kiedy dziewczyna powtórzyła to jeszcze raz, dogłębniej, trafiło to do niego. Ich ciała zbliżyły się do siebie, jego dłonie zaplątały się w jej długie, jasne włosy, a ich pocałunek z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej namiętniejszy. Gdy weszli w drzwi jego sypialni, dziewczyna zawahała się na moment, była wystraszona, tym do czego mogło za chwile dojść. Lecz uspokoiły ją tylko trzy słowa, wypowiedziane z jego ust...


Dominik: Tylko Ciebie chcę. -wyszeptał patrząc jej w oczy, pochłonięty jej bliskością.


______________________________________________________________

Jestem zadowolona z siebie xDD Ale scen erotycznych się ode mnie nie spodziewajcie, bo moja psychika odjechałaby na zawał, a co dopiero wy :( Zbliżamy się do końca, bo jak już kiedyś wspominałam, to nie będzie długie opowiadanie na 82745 rozdziałów :<
Oddaje w wasze ręce rozdział, a Ania wcale nie szykuje nowego bloga xddd

niedziela, 27 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 10 pt: "Do widzenia"

Okazało się, że to tylko złamanie, nic więcej, a może nawet lepiej, że nic więcej... Karolina spędziła trzy dni w szpitalu, potem chodziła przez jakiś miesiąc w gipsie. Marcel nie spuszczał z niej oka, była dla niego bardzo cennym skarbem. Nikt jednak nie spodziewał się jakie zamiary ma chłopak wobec niej.
Tego ciepłego, słonecznego popołudnia, kiedy Ola i Karolina siedziały w altance w ogrodzie i popijały poranną kawę, wszedł do nich Marcel, miał spakowane rzeczy do walizki. Otóż dzisiaj jego wizyta w Polsce dobiegła końca, ale kto powiedział, że miałby nie wrócić?


Ola: O? To już wyjeżdżasz? -popatrzyła na Marcela, który postawił walizkę obok stolika.
Marcel: Tak, za półtorej godziny mam samolot. -uśmiechnął się serdecznie w stronę Oli.
Ola: Szkoda... Myślałam, że zdążymy się lepiej poznać panie Fornell. -wypowiedziała jego nazwisko z pełną ironią w głosie.
Marcel: Nie martw się, nie widzimy się ostatni raz. -zapewnił -Mam nadzieję, że odwiedzisz nas w Dortmundzie. -dodał szybko. 

Ola: Nas? Kogo masz na myśli? -zdziwiła się.


Marcel sam nie mógł się nadziwić. Czyżby Karolina jeszcze nie powiedziała o niczym swojej przyjaciółce? Nagle wszystkie spojrzenia skierowały się na właśnie ją, oba podobnie pytające. Dziewczyna złapała koleżankę za ramię i usadziła z powrotem na wiklinowym krześle, usiadła naprzeciwko jej, a obok niej Marcel. Zapowiadało się na dość długie wyjaśnienia ze strony Karoliny. Oczy Aleksandry skrzyżowały się z wzrokiem przyjaciółki, a ta zaczęła wszystko po kolei tłumaczyć.



Karolina: Otóż... Zimą kończy mi się kontrakt na współpracę z Legionistami, ale ja nie zamierzam przedłużać umowy, więc wyjeżdżam do Dortmundu. Nie mogę już tu pracować. Patrzeć na Dominika, chłopców, trenera Urbana, który niedługo odchodzi i na prezesa Bogusława. Po prostu to wszystko mnie przerosło. Rozumiesz? -spuściła głowę, oczekiwała na to, że Ola odpowie, że rozumie powagę sytuacji.
Ola: Nie, nie rozumiem. -szepnęła i wstała -Jak możesz nas wszystkich przekreślać w tej chwili?! Co ja Ci zawiniłam, że chcesz zniszczyć naszą przyjaźń? Myślisz że mi jest łatwo patrzeć jak to wszystko się rozpada na kawałki? -popatrzyła jej głęboko w oczy jak nigdy dotąd.
Karolina: Przepraszam, że tak to odebrałaś. Nie chcę Cię skrzywdzić. -wstała z krzesła.
Ola: Widocznie chcesz, żebym tak to odebrała. -odwróciła się od niej i odeszła.
Karolina: Olka! -krzyknęła za nią, ale tamta już nie zwracała na nią uwagi.



******


Kiedy chłopcy skończyli trening, Kuba Kosecki poszedł na spotkanie z prezesem, a reszta chłopaków rozeszła się do domów, była to jeszcze wczesna godzina, jednak za późna na śniadanie, a za wczesna na obiad. Dominik razem z Michałem i Ondrejem czekali na przyjaciela przed wejściem na stadion. Żyro poszedł do automatu, ponieważ był spragniony ciepłej czekolady. Gdy Furman i Duda siedzieli na ławce i plotkowali na przeróżne piłkarskie i nie tylko tematy, zobaczyli narzeczoną Koseckiego, która nie wyglądała na zadowoloną i skorą do rozmów. Mimo wszystko, chłopcy chcieli zbadać tę sprawę w szczegółach i zawołali dziewczynę do siebie, wiedząc, że spotkanie Kuby z prezesem Leśnodorskim się przedłużyło.


Dominik: Co się stało? Ola? -popatrzył na nią, kiedy dziewczyna usiadła obok.
Ola: Lepiej nie mówić. -westchnęła spuszczając głowę.
Dominik: Powiedz nam, może uda nam się rozweselić Twoją buźkę? Coś z Kubą? -próbował dociec prawdy.
Ola: Gorzej. -machnęła ręką smutna.
Dominik: Ktoś umarł? Zachorował może? -podrapał się po brodzie.
Ola: Dzięki Bogu nie, ale to też jest okropne. -popatrzyła na niego, nie wiedziała jak może zareagować na okrutne słowa z jej strony, bała się trochę jego reakcji.
Dominik: To co się stało?! -był już trochę zdenerwowany tajemniczością koleżanki.
Ola: Karolina... Ona wyjeżdża do Dortmundu, razem z tym Marcelem. Zimą, bo nie chce przedłużyć kontraktu z Legią. -wydukała przestraszona.


Kolana Dominika aż się pod nim ugięły, czuł na sobie chłodne dłonie Ondreja Dudy, który go przytrzymywał, aby przyjaciel nie upadł. W głowie Dominika wystąpiła kulminacja myśli, miał ochotę zabić Fornella, obedrzeć ze skóry, poćwiartować, własnoręcznie skręcić mu kark. Jednak po pewnej chwili uspokoił się, usiadł obok Aleksandry, która mu wszystko opowiedziała co widziała i słyszała. Powiedziała mu o tym, że dziewczyna nie ma ochoty już na niego patrzeć. To dało jasny znak Furmanowi, że należy zacząć działać, bo w przeciwnym razie straci swoją ukochaną. Wkrótce przyszedł Jakub w towarzystwie Michała, który pieścił swoje usta smakiem pysznej, cieplutkiej czekolady prosto z automatu. Obaj nie byli szczęśliwi, to sugerowało coś smutnego. Michał już wiedział co spotkało Kubę.


Ondrej: I co? -popatrzył z zaciekawieniem na chłopców.


Kosecki usiadł na ławce obok ukochanej i objął ją bardzo mocno jak jeszcze nigdy dotąd, pogładził jej policzek, a ona pytającym wzrokiem patrzyła na niego nie wiedząc co się dzieje. Zbliżył się do niej i pocałował w policzek, jakby miał za chwilę odejść i zginąć w jakimś ruskim obozie pracy.


Ola: Kubuś... No powiedz nam, martwimy się o Ciebie. -popatrzyła na niego zdziwiona.
Kuba: Prezes zdecydował, że wypożyczy mnie do jakiegoś zespołu z drugiej ligi niemieckiej. -popatrzył na nich pełen rozgoryczenia.
Ola: Boże... -szepnęła łapiąc się za głowę, spodziewała się najgorszego, ale ta informacja nie była najgorsza jaką dziś zdołała usłyszeć.
Dominik: Wiesz chociaż jaki to klub?
Kuba: Jeszcze nie, negocjacje trwają dalej. -wyszeptał dalej wtulając się w szyję ukochanej.
Michał: Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, wrócisz do nas i to szybko bracie. -poklepał Kubę po ramieniu.
Kuba: Mam nadzieję, że wrócę. Nie chcę się z wami rozstawać. -westchnął.


Kilka miesięcy później Jakub i Ola pożegnali się na lotnisku z przyjaciółmi. Nie było wśród nich Karoliny, mimo wszystko Aleksandra nie miała tego za złe byłej przyjaciółce.

__________________________________________________________

TADAM!!
Kuźwa, ale pokręciłam, mam nadzieję, że jakoś z tego wyjdę XD
To do następnego laseczki! :*

środa, 23 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 9 pt: "Dominik zdobywca"

Dominik nie mógł dłużej patrzeć jak jego ukochana oddala się z jakimś chłopakiem, w dodatku był niższy od niej i wcale nie wydawał się taki przystojny. Według niego wcale nie nadawał się na chłopaka dla niej. Postanowił wziąć się za siebie i za swoje życie, chciał odbić ją Marcelowi. Zawołał Kubę, Ondreja i Michała i poszli całą czwórką, pomóc przyjacielowi. Usiedli w kawiarni i rozmyślali nad tym jak skutecznie poderwać Karolinę i zniszczyć wizerunek Marcela przed nią. Wszystko po to, żeby do niego nigdy więcej nie wróciła. Liczyli się też z tym, że jeśliby się dowiedziała prawdy, że to ich sprawka, to nie wybaczyłaby im.


Michał: Kim on w ogóle jest? -bawił się serwetką.
Dominik: Jakiś Marcel, powiem Ci... Nie jest tak przystojny jak ja. -prychnął.
Michał: Wiele mi to mówi. -westchnął - Ondri.. Znalazłeś go już na fejsie? -popatrzył na niego.
Ondrej: Mam! To chyba on... -podał telefon Dominikowi.
Dominik: Tak, to on. -patrzył na zdjęcie rywala.
Kuba: Jakieś dziwne ma nazwisko... Fornell. -przeczytał.
Ondrej: To Niemiec. Kolega Reusa. -wspomniał.
Dominik: Reusa? Marco Reusa? -zdziwił się. - Co on tu robi w Polsce?! -oburzył się
Ondrej: Nie wiem... Ale to na pewno on. -był pewny.



No to byli w kropce, bo raczej nie mieli z nim najmniejszych szans. Po pierwsze to Niemiec, po drugie bogaty, po trzecie przystojny, a po czwarte przyjaciel jednego z lepszych piłkarzy Bundesligi, nie Ekstraklasy, tylko Bundesligi.
Mimo wszystko, Dominik był zakochanym mężczyzną, dla którego nic nie było niemożliwego! Po chwili pogodzenia się z tym, że będzie miał trudnego przeciwnika, wziął się z kolegami do pracy. Każdy z chłopaków miał jakieś zadanie do wykonania. Kosecki zajął się image'm przyjaciela, poszli na zakupy, kupili mu garnitur, nowe buty, poszli nawet do fryzjera.



Dominik: Dobrą mam fryzurę, czego chcesz? Laski na takie lecą! -sprzeciwiał się.
Kuba: No tak... Na owłosionych facetów. Weź człowieku... I tą francuską brodę zgól. -przyjrzał się mu.
Dominik: O nie! Brody nie! Karolinie podoba się moja broda. Mówiła mi to. -powiedział dumny.
Kuba: Widocznie nie mogła wymyślić czegoś lepszego... -szepnął cicho do siebie.
Dominik: Co mówiłeś? -niedosłyszał tego co mówił przyjaciel.
Kuba: Nieważne. -zaśmiał się - Dobra, broda niech zostanie.
Dominik: No i tak ma być! -pogładził swoją brodę.



Po Kubie naszego Dominika, przejął szalony Ondrej Duda, razem z Michałem Żyro. Oni obaj dogadywali się nawet bez słów, może dlatego byli tacy nierozłączni. Między nimi była ta prawdziwa słowiańska przyjaźń. Postanowili nauczyć Furmana jak obsługiwać się kobietami, bardzo dobrze znali Karolinę.



Ondrej: Musisz być romantico! Taki dobry i uczynny. Musisz odsuwać jej krzesło jak wchodzi, wpuszczać pierwszą przez drzwi i co najważniejsze... -zamilkł na chwilę, czekał aż skończy Michał.
Michał: Dać jej dobre jedzenie! -zakończył.
Ondrej: To jest najważniejsze, bo sercem do żołądka. -powiedział dumny.
Michał: Chyba odwrotnie... Żołądkiem do serca. -sprzeciwił się.
Ondrej: Doprawdy? -popatrzył na niego.
Dominik: Przestańcie już! -westchnął - Czyli mam być kulturalny i zrobić dla niej kolacje, tak?
Ondrej: No dokładnie. Jednak najpierw musisz ją zaprosić na tą kolacje. -popatrzył na niego.
Dominik: I w tym problem... Nie wiem jak to mam zrobić, ciągle chodzi z tym Marcelem. -wspomniał.
Michał: Pomogę Ci w tym. Mam już nawet jeden pomysł jak się go pozbyć. -zatarł złowrogo dłonie.



******


Kiedy tak chłopcy omawiali swoje złowieszcze plany, Marcel i Karolina wybrali się na przejażdżkę konną. Było im bardzo miło spędzać razem czas. Zakochany Marcel podziwiał swoją ukochaną dziewczynę jeżdżącą ciemnym koniem. Szkoda tylko, że Karolina traktowała go jak zwyczajnego przyjaciela, nikogo więcej. Nie byli nawet parą.


Marcel: Fajnie się jeździ z Tobą. Pewnie robisz to już od dawna? -uśmiechnął się.
Karolina: Nie, od roku. Wujek otworzył akademię Legii dla jeźdźców. -westchnęła nieśmiało.
Marcel: Trafił w sedno. Cudownie jeździsz. -popatrzył na nią.
Karolina: Ścigamy się? -zaproponowała, emanowała dobrą energią.
Marcel: No pewnie. -zaśmiał się.


Ruszyli. Karolina śmiało jechała przed nim przez las, dopóki jej koń się czegoś nie wystraszył i zrzucił ją na ściółkę. Marcel szybko zsiadł i pobiegł do dziewczyny, która ze łzami leżała na ziemi.


Marcel: Karo... Co się dzieje? -popatrzył na nią.
Karolina: Chyba złamałam nogę. -szepnęła trzymając kurczowo łydkę.
Marcel: Nie bój się, będzie dobrze. -wziął ją na ręce.



_______________________________________________________________


Musiałam go wkręcić :D No sorki xd
Tak, walczyłam o karpia w Lidlu i żyję ^.^
No to wesołych świąt, dużo zdrówka, jedzenia i spełnienia marzeń w nadchodzącym roku! :3
Mam nadzieję, że coś jeszcze mi się uda skleić przed Sylwestrem! :*

niedziela, 6 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 8 pt: "Przyjaciel"

Minęło kilka dni, Dominik wytrwale uczestniczył w treningach, czekał na nią, bardzo chciał się z nią spotkać, ale jej nigdy nie było. Przestała przychodzić na treningi, nawet trener Urban był bardzo zdenerwowany jej zachowaniem, ponieważ nie znał powodu dla którego dziewczyna przestała przychodzić do pracy. Prezes Legii widząc smutne miny swoich graczy, postanowił odwiedzić Karolinę. Był dla niej jak ojciec, kimś bardzo ważnym, łączyła ich wspólna historia jednego człowieka. Jej ojca-Roberta.
   Mężczyzna ten, był silnie zbudowany, miał kilka tatuaży na przedramieniu, nie warto zapominać, że był zagorzałym Legionistą, skąd wzięła się wielka miłość jego córki do tego klubu. Robert był przyjacielem Bogusława Leśnodorskiego, jeszcze zanim został prezesem, chodzili na "Żyletę", byli tzw. "kibolami". Wiosną 1994r. były derby Warszawy, jak zawsze po meczu doszło do starć kibiców między sobą. Bogusław wyszedł bez szwanku, w przeciwieństwie do Roberta, który doznał dość dużych obrażeń ciała. Zabrano go do szpitala, gdzie walczył o swoje życie, lecz niestety po kilku godzinach zmarł.
Leśnodorski bardzo przeżył śmierć swojego przyjaciela, nie mógł spać, jeść, ciągle się obwiniał o jego śmierć, nie wiedział co ma zrobić, przestał nawet chodzić na mecze Legii. W końcu postanowił odwiedzić rodzinę swojego przyjaciela. Zestresowany wydarzeniem, ubrany w dres zakupiony kilka dni wcześniej na Stadionie Dziesięciolecia, zbliżał się do mieszkania. Zapukał do drzwi, poczekał dłuższą chwilę i otworzyła mu mała, dwuletnia, może trzyletnia istotka, z dwoma zaplecionymi blond warkoczykami. Była taka uśmiechnięta, tak jakby to ona wnosiła całe życie i nadzieje do domu.


Bogusław: Cześć... -uśmiechnął się.
Karolina: No cejść! Psybij eLkę! -podniosła prawą rączkę do góry, układając paluszki w literkę "L".


To właśnie tym zdobyła jego serce, ta malutka dziewczynka, mała Legionistka, która gdyby mogła przybiłaby eLkę z całym światem.
   Ta śliczna dziewczynka niedługo potem stała się piękną kobietą, dumną Legionistką, która nigdy nie poznała prawdziwej przyczyny śmierci swojego ojca. Teraz Leśnodorski znów szedł, tym razem do jej mieszkania. Wtedy to on potrzebował pomocy, tym razem było na odwrót. To ona cierpiała, a jej kochany wujek musiał jej pomóc. Tym razem miał na sobie ciemny garnitur, białą koszulę i ciemne okulary na nosie, jedyne co zostało z jego dawnego życia, to kolorowe skarpetki, które pokazywały, że nie taki diabeł straszny jakim go malują. Zadzwonił do drzwi, tradycyjnie odczekał chwilę, a po chwili otworzyła mu drzwi Karolina z rozmazanym makijażem. Wszedł do środka, był spory bałagan, a okna były pozasłaniane roletami.


Bogusław: No wiesz Ty co... -nie wiedział co ma powiedzieć.
Karolina: Przepraszam prezesie, to wszystko moja wina, zaniedbałam obowiązki. -opuściła głowę w dół.
Bogusław: Mogłaś chociaż dać znać, to bym załatwił jakieś zastępstwo na Twoje miejsce.
Karolina: Przepraszam, możesz mnie zwolnić, nie chcę już pracować w Legii. -westchnęła.
Bogusław: Zwolnić?! Z chęcią bym to już dawno zrobił, ale nie mogę. Legia to całe Twoje życie, Twoje i Twojego ojca. -popatrzył jej w oczy.
Karolina: Trzymasz mnie tylko ze względu na ojca?! Tak?! -popatrzyła na niego z wyrzutem.
Bogusław: Nie, chce żebyś była szczęśliwa, jesteś moją najbliższą rodziną. Twój ojciec był dla mnie jak brat, też gdy umarł, nie chciałem wracać na Legię, obwiniałem się za wszystko. Rozumiem Cię.
Karolina: Co ma mój ojciec do tego, że nie chciałeś chodzić na Legię? Co ona ma do tego? -syknęła.
Bogusław: Bo to Legia go zabiła! -wrzasnął na nią i opuścił mieszkanie.



******


Minął tydzień od tego zdarzenia, Dominik razem z Ondrejem i Michałem wyszli na murawę, aby wziąć udział w treningu. Właśnie robili trzecie, kółeczko wokół stadiony, Duda sypał swoimi słowackimi mądrościami i powiedzonkami, z których głównie śmiał się Michał. Nagle Dominik odbiegł od chłopców.


Ondrej: Żyrko? Gdzie on lata? -popatrzył w stronę Dominika.
Michał: Głupio się pytasz, do dziewczyny. -uśmiechnął się, gdy zobaczył Karolinę.
Ondrej: Chodź popatrzym.


Tymczasem Dominik zauważył stojącą obok ławki trenerskiej Karolinę, pobiegł do niej.


Karolina: Czego chcesz Dominik? -popatrzyła na niego, nie odrywając wzroku od kartki, na której coś uporczywie notowała.
Dominik: Chciałbym Cię przeprosić, za to co się wtedy wydarzyło jak byliśmy w klubie. -popatrzył na nią.
Karolina: A co się stało? Bo jakoś nic sobie nie przypominam. -westchnęła.
Dominik: Naprawdę? No wiesz... Może pójdziesz ze mną dzisiaj na kawę? -uśmiechnął się.
Karolina: Przepraszam, ale jestem już umówiona. -westchnęła.
Dominik: Z kim!? -zdziwił się.
Karolina: Marcel! Jesteś! -uśmiechnęła się i poszła w jego stronę.


Dominik popatrzył na nią jak się oddala od niego i idzie w stronę jakiegoś Marcela, który ją przytula. Cały czerwony pobiegł kontynuować kolejne kółeczko.


_______________________________________________________________


Muahahahaha! :O Nie zabijajcie mnie xdd
Wesołych Mikołajkóf! XD <3